sobota, 4 kwietnia 2015

Jaki marzec? Niby wiosenny, ale nie do końca.

Pogoda w marcu raczej nie rozpieszczała. Wprawdzie sprzętowo jestem przygotowany na każde warunki, ale pod względem mentalnym bywa różnie. A do tego doszły niespodzianki z moim nowym barometrem, czyli osobistą prawą nogą. Od pewnego czasu odczuwam ból na kilka godzin przed załamaniem pogody. Mogę zatem z jednodniowym wyprzedzeniem zapowiadać pogodę. Sprawdzalność moich prognoz nie jest gorsza od tych medialnych. Pod koniec marca, a w zasadzie jego ostatni tydzień spędziłem na wiosennych pracach w ogrodzie i wizytach u lekarzy. Coś zaczęło się dziać z moim gwoździem tytanowym umieszczonym w kanale szpikowym kości udowej. W naszych warunkach na wizytę u ortopedy muszę poczekać do maja. Do tego czasu zdążę zrobić niezbędne badania.

Tak więc z bieganiem mam na razie "spokój". Został tylko rower, bo nawet z kijami nie mogę się ruszyć. Ból jest silniejszy ode mnie. A na blokadę nie dam się namówić. Na leki przeciwbólowe również. Chcę poznać jego przyczynę i ją usunąć.

Pomimo tych zawirowań ze zdrowiem miałem w marcu 15 dni aktywnych. Na rowerze spędziłem ponad 6 godzin przejeżdżając niecałe 90 km. Z kijkami przemierzyłem ponad 50 km leśnymi drogami w ciągu 10 godzin.

Każdy trening zaczynam rozgrzewką kończąc go niezbędnym rozciąganiem mięśni. Bo to podstawowa zasada dobrego treningu i elementarz sportowca. Do tego dochodzi zbilansowana i urozmaicona dieta bogata w węglowodany, witaminy i sole mineralne oraz  odpowiednie nawadnianie organizmu w ciągu całego dnia. Posiłki są w mniejszych porcjach, ich częstotliwość natomiast to 2,5 - 3 godziny. Nie należy też zapominać o białku (jaja, nabiał, ryby, drób).
W mojej diecie nie ma alkoholu (pod żadną postacią) i napojów gazowanych. Od trzydziestu miesięcy nie palę papierosów i nie mam problemów z zadyszką.
Lubię za to słodycze i często sięgam po nie. Wiem, że to błąd. Ale tutaj  usprawiedliwiam się dużą dawką endorfin, jakie otrzymuję po spożyciu mojej ulubionej gorzkiej czekolady. Nie ukrywam, że od opuszczenia szpitalnego oddziału rehabilitacji przybyło mi małe co nieco. Przyznaję jednak, że od kiedy systematycznie trenuję waga ustabilizowała się i strzałka na wadze nie idzie już w prawo. Kiedy zwiększę objętość i przede wszystkim intensywność treningów na pewno tendencja będzie prawidłowa. Teraz mam plan - chcę zrzucić 8 kilo. Zakładam że do końca roku zrealizuję go. Wytrwałości i zapału nie powinno mi zabraknąć.

Szukałem w wielu miejscach i nie natrafiłem na informacje, jak należy zacząć trening biegowy po złamaniu przezkrętarzowym. Lekarze są bardzo sceptyczni, a może nie chcą brać na siebie odpowiedzialności i odradzają mi uprawianie sportów biegowych. Zalecają jedynie gimnastykę i spacery. O rowerze mówią lakonicznie: tylko w ramach rehabilitacji mięśni i stawów. O wyczynie nie ma mowy. No cóż, oni mają wiedzę i doświadczenie medyczne. Ja znam swój organizm i staram się weń wnikliwie wsłuchiwać. Na razie spotkałem się ze zdecydowanym oporem z jego strony (organizmu). Nie daję za wygraną i wierzę, że z pomocą opatrzności bożej i medycyny wrócę do ulubionego biegania. 

Na razie w kalendarzu wiosna a za oknem sypie gęstą krupą - to grad niczym biała kasza gryczana.  A u sąsiada po trawniku spaceruje dumnie bocian od czasu do czasu wbijając długi, czerwony dziób w trawę. Pospieszył się nieco.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz