Zbliża się szczyt sezonu wiosennego a wraz z nim nadzieja wielu biegaczy na udany start w ich biegu głównym. Dla wielu będzie to debiut, ale dla większości okazja, by poprawić wynik, czyli osiągnąć tak zwaną życiówkę.
Zastanówmy się wspólnie, czy warto za wszelką cenę dążyć do poprawiania rekordów. Tak na poważnie.
Nasz świat jest tak urządzony, że najlepiej się "czuje" w harmonii. Jednak postęp wymusza wyścig (nie tylko szczurów).
Każdy, kto zastanawia się nad swoim życiem i przyszłością przyzna, że nic tak nie dezorganizuje dnia, jak niezałatwione sprawy, nasze troski i zmartwienia, choroba (brak dobrego zdrowia), zmagania z przeciwnościami losu i ciągły pośpiech. Gonitwa za wszystkim jest teraz wszechobecna. Żyjemy pod każdym względem szybciej. Ale czy to znaczy, że lepiej? Niekoniecznie.
Pośpiech jest źródłem stresu. Każdy stres powoduje w dłuższej perspektywie wiele chorób somatycznych. A biegamy - przynajmniej wielu z nas tak deklaruje - dla odreagowania, by pozbyć się skutków stresu.
Jednak w wielu przypadkach już samo podejście do biegania, a zwłaszcza do udziału w zawodach wywołuje sytuacje stresowe. Uważam, że warto się nad tym zastanowić i bardziej racjonalnie podejść do naszego dobrostanu, jakim jest zdrowie. Bo biegamy przecież dla własnego zdrowia, czyż nie?
Mam za sobą spore doświadczenie startowe. Udział w zawodach masowych pozwala na doskonałą obserwację i przegląd rozmaitych zachowań. Jesteśmy różni od siebie i ta różnorodność jest widoczna jak na dłoni w czasie startów w biegach długodystansowych. To prawdziwy teatr wielu aktorów, a raczej osobowości, bo przecież mało który z zawodników odgrywa swoją rolę niczym aktor na scenie. Zdecydowana większość z nas jest w czasie zawodów sobą - ze swoimi zaletami i słabościami. Wysiłek, ból, cierpienie, ale też i radość, zadowolenie i empatia wyzwala w nas różne emocje. Są biegacze, którzy całą trasę od startu do mety przebiegną w całkowitej izolacji od świata zewnętrznego. Zapatrzeni w jeden cel, który nazywa się "zwycięstwo". Wygrać, być pierwszym na mecie!
Nie oceniam negatywnie takiego zachowania, czy raczej podejścia do startu.
Ambicja, zdolności, trud i wysiłek włożony w systematyczny trening są nagradzane na mecie właśnie. Takich mamy jednak niewielu. To są liderzy i oni podczas większości zawodów stanowią elitę, a dla wielu wzór do naśladowania.
Są też tacy, którzy od startu do mety biegną lub czasem też idą w grupkach stanowiących oryginalne, rozbawione i roześmiane towarzystwo. Wydaje się, że żyją bezproblemowo a do startu w zawodach mają luzackie podejście. Biegną na wesoło, dla swojej przyjemności i miłego spędzenia czasu. Żyją bezstresowo, a raczej potrafią radzić sobie ze stresem. Traktują bieganie nie tyle z przymrużeniem oka, co w sposób bardzo racjonalny. Bo bieganie, to ruch. A ruch to naturalna potrzeba człowieka. Jak oddychanie, czy jedzenie.
Uważam, że takie podejście jest zdrowe, bo przecież o zdrowie głównie tutaj chodzi. A przy okazji taki nastrój udziela się innym, zwłaszcza kibicom.
To doskonały przykład, jak powiązać przyjemne z pożytecznym.
W tym miejscu zwrócę uwagę na istotny fakt: takie podejście i zachowanie nie może być powodem czyjegoś zgorszenia. Czyli wszystko zgodnie z zasadami dobrego zachowania. Nie przeszkadzać innym.
Zdecydowana większość startujących to tak zwani amatorzy z prawdziwie zawodowym zacięciem, podchodzący do treningów w sposób fachowy i zorganizowany. Dbający o harmonijny rozwój ducha i ciała. Nie widać u nich pośpiechu w ruchach ani ekscytacji i pełnego skupienia myśli na twarzy. Myśli o zwycięstwie. Dla tych ważny jest sam udział w zawodach. A przy okazji dobrze byłoby pokusić się o dobry wynik. Może nawet o swoją życiówkę.
Nie za wszelką cenę. To właśnie tacy uśmiechną się do rywala, zamienią z nim kilka słów, służą często dobrą radą. Z takimi warto się zaprzyjaźnić.
Podziwiam ten piękny, lekki krok. Wydaje się, że nie jest aż tak szybki i dynamiczny, ale przy próbie dotrzymania kroku okazuje się, jaki jest skuteczny w pokonywaniu dystansu. Miękko i z gracją - zdaje się, że bez większego wysiłku. Ale to tylko pozory. By móc zaprezentować taki krok na zawodach wcześniej wykonana była mądra, dobrze zorganizowana i systematyczna praca.
To nie na zawodach tworzy się swoją formę, szybkość, moc i wytrzymałość.
Te wszystkie cechy buduje się na codziennych treningach.
Harmonijny rozwój to nie tylko dbałość o siebie, to także - a może przede wszystkim troska o swoich najbliższych. Bo w swoim bieganiu nie możemy się zapamiętywać, myśleć tylko o sobie. Jesteśmy wszak istotami społecznymi.
Byłoby wręcz idealnie przekonać pozostałych członków naszej rodziny do wspólnego uprawiania sportu, do codziennego ruchu i przebywania na łonie natury.
Zostawmy więc wyścigi szczurom. Nam wystarczy od czasu do czasu wziąć udział we współzawodnictwie, które dla każdego z nas będzie dobrym sprawdzianem i potwierdzeniem właściwego podejścia do życia. Bo rywalizacja służy też naszemu rozwojowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz