środa, 4 marca 2015

Luty przebiegał na "chodząco" - zdominowany przez nordic walking

Ten wspaniały nordic walking


Minął drugi miesiąc roku. Jeszcze nigdy nie zanotowałem takiej sytuacji, by regularny trening rozpocząć w miesiącu zimowym. To dobrze zapowiada cały rok. Trenuję amatorsko, więc nie przykładam zbyt dużej wagi do podziału na okresy startowe i martwe, na czas przygotowania do zawodów i roztrenowanie po sezonie. Biegam (teraz raczej chodzę) i jeżdżę rowerem, bo lubię i chcę robić to przez cały rok. Największą frajdę sprawia mi bieganie, ale ostatnio próbowałem i wiem, że jeszcze za wcześnie. Chyba mam problem z urazem psychicznym po wypadku. Mam spięte mięśnie i "spętane" nogi. Problem z krótszą prawą nogą nie jest taki łatwy do rozwiązania, zwłaszcza że od zawsze podczas biegania ląduję na śródstopiu i na niewiele zdają się wkładki wyrównujące. Co innego z chodzeniem. Podczas marszów nordic walking podwyższone zapiętki zdają egzamin. 

Mam dobre kijki - Fizan Carbon o stałej długości 120 cm. Kupiłem je na egzamin instruktorski w 2009 r. Odpowiednie do mojego wzrostu powinny mieć 115 cm, ale dłuższe są przy dobrej technice chodzenia skuteczniejsze (można mocniej i energiczniej wykonywać odbicia, przez co zwiększa się prędkość).

Po zespoleniu kości udowej gwoździem śródszpikowym mam jeszcze problemy z prawidłowym stawianiem prawej stopy. Od nowego roku "na kijki" chodzimy razem z żoną - idzie za mną i koryguje moje błędy. Na razie moja prędkość (około 5 km/h) jest dla żony zbyt wolna, ale z tygodnia na tydzień jest co raz lepiej.
Sądzę, że do lata powinniśmy śmigać w granicach 7-8 km na godzinę.

W lutym miałem 12 dni treningowych i pokonałem 93 kilometry (45 rowerem i 48 z kijkami).  Myślę, że jak na rehabilitowanego to wystarczająco.

Odważyłem się wreszcie pojechać rowerem na miejsce wypadku. Trasa płaska, równiutka i długi, prosty odcinek. Jak doszło do makabrycznej wywrotki chyba już sobie nie przypomnę.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz