piątek, 16 stycznia 2015

Powrót po latach - cz. I

Przygoda fitness

Był wrzesień 2009 r. Wspólnie z rodziną podjęliśmy decyzję o założeniu osiedlowego, kameralnego klubu fitness dla kobiet.
Zapisałem się na kilkumiesięczny kurs i prawie do Świąt Bożego Narodzenia w każdy weekend byłem w Toruniu na zajęciach z historii sportu, socjologii i psychologii, biologii, anatomii i fizjologii oraz treningu sportowego. Najciekawsze były zajęcia praktyczne. No i oczywiście spotkania z nowymi ludźmi.
Na egzaminy państwowe jechałem dobrze przygotowany ale nie bez tremy. Poszło bardzo dobrze, nawet praktyczne zajęcia z dużą grupą adeptów nordic walking okazały się nie takie straszne, jak się wydawało. W międzyczasie byłem murarzem, malarzem i elektrykiem w wynajętym lokalu pod przyszły klub.

Z tytułem instruktora sportu, z odnowioną i wyposażoną w sprzęt do ćwiczeń salą z entuzjazmem zabrałem się do pracy. Ta niezwykła przygoda trwała 20 miesięcy i wiele mnie nauczyła. Zdobyłem dużo nowego doświadczenia i poznałem wiele ciekawych osób. Wreszcie mogłem robić to, co lubiłem i co dawało mi ogromną satysfakcję.

Do indywidualnego treningu powróciłem w lipcu roku 2012. Zacząłem skromnie od marszu z kijkami. Nordic walking jest prawie dla każdego - prawidłowa technika chodzenia nie jest trudna do nauczenia, można ją opanować  po dwóch, trzech lekcjach pod okiem dobrego instruktora. Technika jest bardzo ważna, bo to ona sprawia, że chodzimy bez obawy o swoje zdrowie a efekt w postaci znakomitej sylwetki zadowoli każdego. Poza tym jest to bodaj najmniej kontuzjogenny sport, a podczas jego uprawiania jest zaangażowanych około 95% naszych mięśni.
By urozmaicić trening dołączyłem rower.

Do końca roku przemaszerowałem 35 km z kijkami i przejechałem 435 km na rowerze.
Kiedy rzuciłem palenie (17 września 2012 r.) miałem dodatkową motywację do treningu. No i rzecz jasna - musiałem gdzieś się wyładować.
Dużym plusem i ułatwieniem dla mnie jest bliskość lasu, gdzie mam do dyspozycji wiele dobrych tras biegowych i rowerowych. Po prostu wychodzę z domu i po 35 metrach jestem w lesie. Sama przyjemność - szczególnie wiosną i zimą, zwłaszcza kiedy leży dużo śniegu.
Prawdę mówiąc to powróciłem na tak zwane stare śmieci - mamy dom tu, gdzie się wychowałem i dorastałem. Znam prawie każdą leśną ścieżkę i drogę.
Wiele też po latach się zmieniło: w miejsce dawnych starych drzew pojawiły się młode zagajniki no i wszystko wydaje się teraz dużo mniejsze, bliższe i bardziej przyjazne. Perspektywa, z jaką patrzy dziecko na otaczającą przyrodę jest zupełnie inna.

 


4 komentarze:

  1. Ale super, że tu trafiłam!!!! Spotkaliśmy się kilka razy w lesie zeszłej wiosny :)
    Czytam z wypiekami na policzkach! Kolejnych fajnych startów życzę i będę kibicować w Lubaszu - wysoko pan sobie postawił poprzeczkę. Podziwiam i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, zostałem mile połechtany - dzięki :).
      Tak, pamiętam te kilka spotkań, nawet zamieniliśmy parę zdań.
      Zapisałem się na olimpijkę do Lubasza chyba na wyrost nieco, bo po wypadku powoli dochodzę do siebie. W maju mam spotkania z ortopedami i wówczas zadecyduję. A Pani dalej biega? Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Kurczę, nieźle Panu pokrzyżowało plany.. ale trzymam kciuki, niech się powiedzie, bo w przyszłym roku będzie Pan miał w Lubaszu przeciwniczkę i nie ma zmiłuj - objadę Pana ! ;)
    Też serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń