23. Półmaraton Philipsa w Pile
Po wałeckiej dziesiątce nie odpoczywałem. Miałem spory niedosyt co do miejsca i osiągniętego czasu.
Do samego startu w Pile trenowałem trzy razy w tygodniu średnio po 10-12 km dziennie i miałem tylko jedno dłuższe wybieganie - 22,5 km.
Dwa razy zrobiłem życiówkę na 10 km - 56:53.
Wstawałem o 5.30 na trening biegowy po leśnych bezdrożach i tylko czasami pokonywałem długie kilometry asfaltem. Tygodniowo 3-4 razy trenowałem jazdę rowerem. Przed półmaratonem miałem w nogach 330 km biegiem i ponad 1700 km rowerem.
Ale czy to wystarczający trening na tak duży wysiłek?
Podświadomie wiedziałem, że to jeszcze za wcześnie, ale miałem już numer startowy (2088) i nie zamierzałem się wycofywać.
W niedzielę 8 września przed ósmą byliśmy już w Pile. Pakiety startowe pobraliśmy jako jedni z pierwszych.
Potem poszliśmy na mszę i po niej zaczęła się tradycyjna gorączka przedstartowa. Wrześniowe słońce przyjemnie rozgrzewało we znaki.
Po solidnej rozgrzewce i kilku wizytach w toy-toy
ustawiliśmy się zgodnie z naszymi możliwościami: brat w strefie 1:40 a ja skromnie w 2:00.
Na starcie stanęło wg relacji spikera ponad 2,5 tysiąca biegaczy. W takim biegu jeszcze nie uczestniczyłem!
Przede mną dwa tysiące, a za mną kilkaset biegaczy.
Zaczęło się masowe odliczanie i ruszyliśmy niczym rydwany ognia. Dopiero po kilku minutach można było nabrać przyzwoite tempo.
Do piętnastego kilometra nie miałem żadnych problemów. Biegłem w tempie poniżej sześciu minut na kilometr. To dużo lepiej niż w Wałczu i podczas długiego wybiegania.
Trasa odpowiadała mi pod każdym względem - była urozmaicona i w miarę łatwa (nie było trudnych podbiegów). W punktach odżywczych było tłoczno, ale przy takiej liczbie startujących to naturalne.
Mniej więcej na osiemnastym kilometrze poczułem, że drętwieją mi stopy a buty robią się za ciasne. Paluch prawej stopy bolał tak, że w końcu usiadłem na krawężniku i zdjąłem oba buty. Przez następny kilometr biegłem w samych skarpetkach (o dziwo nie przetarły się). Było niezbyt komfortowo z butami w dłoniach - założyłem więc je na stopy, ale już bez wkładek. Okazało się, że tak będzie o wiele lepiej.
I tak wytrwałem do samej mety.
Straciłem na tym przebieraniu się parę minut, ale frycowe trzeba było zapłacić. Nie powinno się robić eksperymentów z butami podczas startu w takich zawodach.
Ostatecznie na mecie byłem 2129 z czasem 2:11:19 na 2456 biegaczy, którzy zostali sklasyfikowani.
Międzyczasy, jakie uzyskałem świadczą o tym, że na sto procent wykonałem plan mniej więcej do siedemnastego kilo-
metra. Oto one: 5km - 28:07, 10 km - 57:04, 15 km - 1:29:05.
Mój brat spisał się świetnie - zajął w klasyfikacji open 384. miejsce z rekordem życiowym: 1:34:04.
Tym razem prawie idealnie rozłożył siły i biegł równym tempem przez cały dystans. Mam przynajmniej do kogo równać :).
Podsumowując te zawody muszę przyznać, że byłem pod dużym wrażeniem i pełen podziwu dla organizatorów. Trasa była dobrze oznakowana i zabezpieczona. Nie brakło napojów w punktach odżywczych, które były dobrze zlokalizowane. No i oczywiście ogromna liczba kibiców gorąco nas zagrzewających do rywalizacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz